24.02.22 to data, która zostanie zapamiętana na długi czas. Na początku z niedowierzaniem patrzyliśmy na wiadomości. Potem przyszło zrozumienie… nie, to złe słowo. Zrozumieć chyba nie zrozumiemy nigdy… Przyszła świadomość, że jest to nowa rzeczywistość, z jaką przyszło nam się zmierzyć. Śledzenie wydarzeń na Ukrainie, losów rodzin, które nagle utraciły wszystko, swoją codzienność, stabilność, i muszą uciekać. Uciekać daleko, w miejsca, gdzie na ulicach język brzmi obco, za rogiem nie ma znajomych miejsc i twarzy. Uciekać, zostawiając mężów, braci, synów w kraju, gdzie – wbrew temu, co produkują propagandowe rosyjskie media – atakuje się nie tylko jednostki wojskowe. Niszczy się całe miasta, osiedla, domy, kulturę. Morduje cywili, którzy jeszcze chwilę temu byli Twoimi sąsiadami, znajomymi, osobami, które mijałeś na światłach czy w restauracji. Osobami, które nie zdążyły bądź nie chciały wyjechać.
Chociaż Poznań jest daleko od granicy, na której codziennie przewijają się tysiące osób uciekających przed wojną, tutaj też widzimy jej efekty. Wiele osób pojawia się w aptece, szukając pomocy. W głowie wyryte mam różne obrazy:
Zadbanej, modnie ubranej młodej kobiety z zapłakanym dzieckiem. Skrajnie zmęczonej. Porozumiewamy się na migi, próbując znaleźć lekarstwo dla malucha. Chyba się udaje, nie jestem pewna.
Kobiety około 30-stki, z ukraińską receptą, która zdążyła się przeterminować. Z łzami w oczach wyznaje, że przecież nie mogła się spodziewać, że nie da rady wrócić do domu… Od lat mieszka głównie w Polsce, pięknie mówi w naszym języku. Wystawiam jej receptę farmaceutyczną, próbuję pocieszyć. Nie, nie słowami „wszystko będzie dobrze”… tego nie wie żadna z nas. Mówię: nie zostawimy Pani samej, niech Pani się o to nie obawia. W przychodni X może Pani zadzwonić po kolejną receptę na leki, tak samo w miejscu Y. Wszyscy starają się pomóc jak mogą.
Nastoletni syn z mamą. Łamanym angielskim rozmawia ze mną o swoich lekach na alergię. Nie zdążył wziąć z domu. Mówię, że nie ma problemu, tłumaczę jak stosować, pytam, czy nie potrzebują czegoś jeszcze. Dziękują. Mama płaci, widać, że nie może odnaleźć się w naszych banknotach. Gdy przelicza pieniądze, trzęsą się jej ręce.
Mama ze zdenerwowaną córką. Córka od kilku lat mieszka w Polsce, przez co pośredniczy w rozmowie. Matka zapomniała zabrać z Ukrainy leków na nadciśnienie, chciały je dostać w aptece. Nie mogły wiedzieć, że większość leków dostępnych u nich jako OTC jest wydawanych u nas tylko na receptę. Tłumaczę, mierzę ciśnienie. Bardzo wysokie. Wypisuję lek na szybkie zbicie ciśnienia, informuję, że preparat złożony, który do tej pory przyjmowała mama, nie jest dostępny w Polsce. Kieruję do najbliższej przychodni, gdzie powinni jej ustalić nowy schemat leczenia. Przy wystawianiu recepty trzęsą mi się ręce, gdy muszę poprosić o adres zamieszkania. Nikt nas nie przygotował na taką sytuację.
Staram się zachować spokój, ale po raz pierwszy od lat pojawiają się u mnie stany lękowe. I napady paniki pozostały, są ze mną od ponad tygodnia. Czasem muszę zwolnić i zrobić parę głębokich oddechów, by móc wrócić do pracy i pomagać najlepiej jak umiem. Na szczęście, pojawia się coraz więcej opracowań rozmówek polsko-ukraińskich dla medyków, które mogę wykorzystać, by wspomóc pacjentów. I, jasne, sprawia to, że łatwiej nam się porozumieć. Ale nie powoduje, że całe doświadczenie staje się jakkolwiek lżejsze…
Ale w ubiegłym tygodniu odwiedzali mnie nie tylko pacjenci poszukujący pomocy. Od zeszłego piątku ogrom ludzi przewijających się przez aptekę to osoby wykupujące całymi kartonami bandaże, leki, igły, gazy i opatrunki. Nigdy bym sobie nie wyobrażała tak szybkiej i olbrzymiej chęci współpracy, okazania wsparcia naszym Sąsiadom. Ilość dobrej woli, jaką okazujemy jako Naród, działa niezwykle budująco. Mam nadzieję, że tak jak teraz, tak i za kilka tygodni (czy nawet miesięcy) – będziemy dalej zdawać ten egzamin na piątkę.
* A piszę o tym wszystkim, bo chcę przypomnieć – proszenie o pomoc nigdy nie jest wstydem. Nikt nie prowadzi plebiscytu na cięższe i lżejsze sytuacje, gdzie jedne miałyby zasługiwać na wsparcie, a inne „to tylko błahostka”. Także dbajmy o siebie nawzajem, bądźmy dla siebie dobrzy i pomagajmy. Tak jak umiemy i na tyle, na ile możemy.