Szukanie problemów
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Gdy wydawało się, że w publicznej ochronie zdrowia nie można wcisnąć więcej problemów na metr kwadratowy, politycy postanowili zająć się sprawą, której nikt nie rozważał. Brak miejsc na rezydentury? Niski poziom umiejętności praktycznych po studiach? LEK z bazy? Tragiczne warunki pracy w wielu jednostkach, zamykające się oddziały? Ok, to teraz czas na usunięcie stażu.
Trudne wybory
Za tą zmianą ze środowiska lekarskiego nie jest praktycznie nikt, może poza garstką młodych lekarzy. Dlaczego? Ponieważ te konkretne osoby od zawsze wiedziały, na jaką specjalizację chcą się udać.
Szczerze im zazdroszczę. Naprawdę. Ja po 6 latach studiów i roku stażu wciąż mocno borykałem się z ostatecznym wyborem. Dalej nie jestem przekonany, czy podjąłem najlepszą decyzję przy naciskaniu przycisku „wyślij” pod wnioskiem o szkolenie specjalizacyjne.
Minusy stażu
Stażowi zarzuca się wiele rzeczy: niepotrzebnie wydłuża okres nauki do siedmiu lat, w tym czasie można by już iść do „prawdziwej” pracy itp… Ja tez uważam, że staż ma swoje wady, m.in. narzucony odgórnie plan. Podczas całych studiów miałem 6 tygodni ginekologii, a podczas roku stażu… kolejne 7. Jako osoba niezainteresowana tematem, uważam ten czas za źle wykorzystany. A razem ze mną – w mniejszym lub większym stopniu – 90% stażystów, którzy również nie wybiorą się na ginekologię. Może gdyby zamiast kilkukrotnego wałkowania niuansów patologii ciąży był ogólny kurs opieki nad ciężarną i niemowlęciem w stanach nagłych oraz w podstawowej opiece zdrowotnej, nie uważałbym tego czasu za zmarnowany…
Szukanie rozwiązań
Może więc zamiast całkowicie usuwać staż, można by pomyśleć o większej możliwości indywidualizacji i modyfikacji niektórych jego składowych? W planach był już przecież staż personalizowany, gdzie to stażysta wybiera interesujące go bloki i to na nich spędza czas.
Co do możliwości pójścia do „prawdziwej” pracy: wiele osób w ciągu studiów nie ma styczności z prawdziwym szpitalnym funkcjonowaniem. Inaczej wygląda kontakt między prowadzącym przytłoczonym przez całą grupę studentów (które to z roku na rok są coraz większe) a prowadzącym i jednym lekarzem stażystą. Taka relacja jest dużo bardziej personalna i daje większe możliwości skutecznego przekazywania wiedzy.
Pieniądze – drażliwy temat
Część osób może w tym momencie powiedzieć, że podobną funkcję pełnią przecież SKN-y (Studenckie Koła Naukowe) czy przychodzenie na dodatkowe dyżury. Różnica między nimi a stażem jest jednak diametralna: pensja. Bo na stażu, w przeciwieństwie do aktywności dodatkowych na studiach, otrzymujemy wynagrodzenie. I nie, lekarzom nie zależy jedynie na pieniądzach. Zwyczajnie nie każdy może sobie pozwolić na poświęcanie swojego wolnego czasu na pracę na wolontariacie. Tym bardziej, że jeśli ktoś nie ma pojęcia, na jaką powinien pójść specjalizację, to musiałby biegać między oddziałami całą dobę, 365 dni w roku, by znaleźć ten „wymarzony”.
Stażysta – członek zespołu
Zawsze można stwierdzić, że przecież miało się całe studia na podjęcie decyzji. W końcu przechodzi się przez praktycznie wszystkie oddziały. Taaaak… na niektórych spędza się nawet CAŁE dwa tygodnie (!), a większość czasu jest poświęcona na seminaria. Staż ma tę zaletę, że jest czysto praktyczny – nie ma tutaj miejsca na siedzenie na sali seminaryjnej. Stażysta funkcjonuje (mniej lub bardziej) jako część szpitalnego personelu – nie jako gość słuchający prezentacji. Jeśli plan studiów nie ulegnie zmianie, to usunięcie stażu odbierze młodym lekarzom setki godzin, pozwalających na przetestowanie swojej wiedzy w praktyce.
Rzuceni na głęboką wodę
Kolejna sprawa: odpowiedzialność. Wielu młodych rezydentów przeżywa katusze, będąc od razu rzuconymi na głęboką wodę m.in. samodzielne dyżury bez możliwości konsultacji z bardziej doświadczonym lekarzem (jedna z patologii, z którymi walka powinna być priorytetem). Wśród stażystów takie sytuacje praktycznie nie występują (chociaż niestety się zdarzają, ale o tym może innym razem). Też dlatego, że niektórzy nie traktują ich jak prawdziwych lekarzy, ponieważ: „po studiach to się nic nie umie” i mało kto zostawiłby oddział pod ich pieczą. Sądzę jednak, że usunięcie stażu bez solidnych zmian systemowych nie poprawi poziomu wiedzy absolwentów i jedynie sprawi, że będą wrzucani na głęboką wodę po 6, a nie 7 latach nauki.
Staż – temat zastępczy
Moim zdaniem podnoszenie teraz tematu usunięcia stażu ma parę celów: po pierwsze, odwrócenie uwagi od obecnego protestu medyków. Po drugie, szybsze wrzucenie młodych lekarzy na rynek, by zatkać nimi braki systemowe. Należy również zwrócić uwagę, że jak na razie nie zaproponowano żadnych innych zmian, o poprawie warunków kształcenia nawet nie wspominając. Jeśli ktoś jest zwolennikiem tego pomysłu, to powinien zrozumieć, że samo zniesienie stażu niczego nie poprawi. Jedynie spowoduje, że dużo więcej osób zostanie rzuconych na głęboką wodę bez żadnego koła ratunkowego.